niedziela, 21 grudnia 2014

Kiedyś różą byłam


Kiedyś byłam różą dla twojego serca 
Kiedyś byłam różą twoją 
Cierniem jestem dziś 
Gdy się przyglądasz mi 
Nie kobietą 
Bóg mi daje 
Bóg mi odbiera 
Kiedyś różą byłam 
Lecz nie jestem teraz 
Odjęło mi mowę.
Ten utwór mówi mówi za mnie.
Brak komentarzy:

środa, 26 listopada 2014

niedziela, 23 listopada 2014

~

Och, nie czytaj tych pierdół, kochanie.
Brak komentarzy:

wtorek, 18 listopada 2014

Złudna nadzieja

Franek? Pierdol się. 
Jak już odchodzisz, to nie wracaj. 
Niczym kobieta zmieniasz zdanie myśląc, że zatańczę jak mi zagrasz.
NIE.
Idź i nie wracaj. 
Za bardzo bolą rozstania po chwilowej nadziei. 
Jak chcesz wracać, to na zawsze. 
Bez pierdolenia, bez złudnych nadziei. 
Zaczynam popadać w znieczulicę. 
Gratuluję.
Brak komentarzy:

sobota, 15 listopada 2014

Lilije

Czujesz to, mały i nic nieznaczący śmiertelniku? Czy czujesz ten śmiech oprawcy, który nuci zwycięską pieśń wygranej, delikatnie się kołysząc na piętach? Robisz wielkie oczy, przerażony stawiasz kroki w tył, potykasz się i niezdarnie uciekasz w las, pełnego w  mroczne stworzenia wytworzone przez twoją bujną  wyobraźnię. Przeskakujesz przez konary powalonych drzew, które złamały się przez halny wiatr, teraz targający twe słomiane włosy. Odwracasz się i błyskasz przestraszonymi oczami, gdy dziwny i bliżej nieokreślony dźwięk huczy ci w głowie. Gdy orientujesz się, że to zwierze leśne, próbujesz uspokoić oddech, ale widząc chatę, która ma dać ci prowizoryczne schronienie, biegniesz do niej ile sił w nogach. Sapiesz i dyszysz, gdy otwierasz skrzypiące drzwi. Gromadzisz i dławisz się własną śliną, słysząc taniec paneli położonych w holu. I wtedy spotykasz mnie, starego, obdarowanego licznymi zmarszczkami, pustelnika, który syci wzrokiem zjawiska, które można byłoby uznać za nienaturalne, wręcz nierealne.
Przestraszony, uciekasz wzrokiem od moich natarczywych tęczówek i bezszelestnie, jak mały pająk, który zdobył pożywienie na najbliższe kilka dni, chowasz się w zakamarkach pokoju, szukając potencjalnego schronienia. Kulisz się i drżysz jak osika, ale ja niespecjalnie się tobą przejmuję i cierpliwie czekam na powód twego drobnego strachu.
Przenoszę wzrok z twojego trzęsącego się ciała na dębowe drzwi, przez które wpada kobieta w wyśmienitym humorze. Śmieje się triumfalnie, tak jak na morderczynie przystało, i z wdziękiem obdarza mnie pewnym wzrokiem, które jest przesycone uczuciami. Ostatni raz kątem oka spoglądam na ciebie, by po chwili zatracić się w histerii kobiety. Jej słowa były przepełnione chorą satysfakcją, a ty pod ich wpływem, niespokojnie się poruszasz, jakbyś wiedział, co one oznaczają, jaką mają moc.
Przecież ona zabiła swojego męża!, krzyczysz w myślach.
Czujesz, jak ta niewiasta ma do mnie pełne zaufanie.
- Ha! ha! mąż się nie dowie! Oto krew! oto nóż! Po nim już, po nim już! – obwieszcza nam obojgu, nieświadoma twojej obecności.
Słuchamy w skupieniu jej monologu. Słuchamy, bo jesteśmy mimowolnie zaszczyceni, że zwracała się do nas. Przecież powierza nam swój wielki sekret, prawda?
Gdy kończy, jestem niezwykle spokojny, jak na człowieka przystało, który ma za sobą kilkadziesiąt lat doświadczenia w życiu.
Wybiega i biegnie przez gaje, przez łąki.
- Pamiętaj, zadość uczynienie zawsze nadejdzie – zwracam się do ciebie z pokorą, ostrzegając cię.
Trzęsiesz się jeszcze bardziej po spotkaniu kobiety i zapadasz w chwilowy sen, bo jak na razie, nie jesteś potrzebny. Nie jesteś potrzebny na bycie obserwatorem. Mijają dni, niewinne, po których decyduję się, byś powstał, zrozumiał następną scenę. Jak widz w teatrze – odrywa wzrok od kurtyny, kiedy opada, a gdy ktoś raczy ją podnieś, ochoczo woła, by przedstawienie się zaczęło.
Przedstawiam ci aktualny plan wydarzeń, byś zrozumiał następny.
Ktoś znów dobija się do drzwi, znów wbiega nieomylnie, tak desperacko i pewnie. Kolejny raz wysłuchujemy jej lamentów błagających o jakąkolwiek wskazówkę, która miałaby pomóc. Proponuję nawet, by wszystko wróciło do normy, by jej nieszczęsny mąż powrócił, proponuję jej cud, który ona odrzuca. Ona poszukuje czegoś innego, co pozwoliłoby jej mieć nadal oczyszczoną duszę, oczywiście tylko w teorii, czegoś, co ominęłoby wszelkie obawy ludzi i pozwoliłoby jej na szczęśliwe i godziwe życie.
Daję jej radę, która tak fascynuje i pożera kobietę, że wybiega z chaty, nawet nie mówiąc prostego „dziękuję”, bo gna do braci.

Patrzysz na mnie niepewnie i wciskasz się bardziej w ścianę, jakby modląc się, że za twoimi placami znajdziesz tajemne przejście, które zaprowadzi cię do upragnionego świeżego powietrza, które niesie się przez gaje, przez łąki, aż po grób nasz samy, gdzie wicher cichnie i staje, by łagodnie otulić wieniec już stary. 

Coś starego. Opowiadanie na podstawie ballady Adama Mickiewicza "Lilije".
Brak komentarzy:

Zapach śmierci

Przemierzam korytarze spokojnym krokiem. Rozglądam się niepewnie. Światła zapalone częściowo, ukazując cel. Przeraźliwa cisza, głuchota ogarnia moje ciało. Puk, puk. Stukają obcasy o podłogę. Spoglądam w bok. Idą, tak spokojnie idą. Wynaturzenie. Dlaczego ludzie chcą oglądać śmierć? Kobieta patrzy na mnie wyczekująco. Ruszam dalej. Czuję zapach chemikaliów, sterylizacji. Niedobrze mi. Skręcamy. Pusto. Zaraz jednak pojawia się biała kobieta pchająca wózek z jedzeniem. Anioł, nie kobieta. Wszystko wyznaczone w racjach. Dwie kromki chleba, dwa plastry wędliny, dwa plastry sera, masło ukrojone w kostkę. Wygląda jak papier. Zjadliwe? Pożywienie, które ma tylko podtrzymać przy życiu. 
Korytarz się ciągnie. Ciągnie i ciągnie. Końca nie widać. Sala 210. Ładna, parzysta liczba. Idealne miejsce na śmierć, chciałoby się powiedzieć. Nieśmieszne. 
Wstrzymuję oddech i zdeterminowana wchodzę do środka. Tylko nie oddychaj, powtarzam sobie. Wszystkie pary oczy zwrócone w przybyszy. Te najważniejsze, choć puste, wwiercają się w moje ciało. Uśmiecham się sztucznie, wypuszczam mimochodem powietrze, biorę głęboki oddech i zwracam się do niego, usilnie poszukując jego pamięci w tych niewiedzących oczach. 
Witaj, dziadku. 
A na języku czuję smak śmierci. 
Brak komentarzy:

czwartek, 30 października 2014

Podziemny krąg

Pierwsza zasada klubu walki – nie rozmawiajcie o klubie walki. 
Druga zasada klubu walki – nie rozmawiajcie o klubie walki. 
Trzecia zasada klubu walki – kiedy ktoś mówi „stop” albo puszcza farbę, koniec walki. 
Czwarta zasada klubu walki – walczy tylko dwóch facetów. 
Piąta zasada klubu walki – na raz może trwać tylko jedna walka. 
Szósta zasada – bez koszulek, bez butów. 
Siódma zasada – walki trwają tak długo, ile potrzeba. 
I ósma i ostatnia zasada – jeśli to jest twoja pierwsza noc w klubie walki, musisz walczyć.
 Fight Club Chuck Palahniuk
Brak komentarzy:

środa, 29 października 2014

Zimny ból

Mówiłam, że wrócisz. Nie jestem huśtawką uczuć. Nie pokocham Cię od tak. Tak łatwo powiedzieć, że nie chcesz tracić ze mną kontaktu. Tak łatwo jest Ci kłamać. Jasne, tęsknie. Oczywiście, że oddałabym naprawdę dużo, byś tu był, ale na litość boską. To boli. Tak cholernie boli. Nie mogę pozwolić, byś był kolejnym powodem do samodestrukcji.

You're a mouthful
That amounts for, another week on my own
Now I'm a novel, made resourceful
I start a chain with my thought  

Samotne dni, tygodnie, miesiące, lata.  Kochanie, nie łódź się. Będzie tylko gorzej.
Brak komentarzy:

sobota, 4 października 2014

Te "gorsze" dni

Znowu wszystko spierdoliłeś. Dostałeś tyle szans, tyle niewykorzystanych szans. 
Dlaczego musimy się z tobą męczyć? Dlaczego tak trudno jest odejść? Dlaczego nie potrafisz przyznać nam racji? Psujesz, tak bardzo wszystko psujesz. Naszą rodzinę, nasz spokój, nasze zaufanie. 
Boję się ciebie. 
Że w pewnym momencie pójdziesz o krok dalej. 
Że uderzysz mamę albo mnie. 
Płaczę po cichu, bo wiem, że taki nie jesteś. Że jesteś dobrym człowiekiem, tylko po drodze się zagubiłeś. Przyjmij naszą pomoc, przyznaj się do błędu, a będzie dobrze. Obiecuję ci to.

Nadchodzą dni paniki. Smutku. Chorego spokoju. Wyobcowania. 
Brak komentarzy:

czwartek, 2 października 2014

Era facebooka

Przechodzę przez szkołę, mijam nieznane mi twarze. A co jeśli minęłam swoją pokrewną duszę? Człowieka, który będzie rozumiał mnie bez słów? Dlaczego wykształtowało się przekonanie, że podchodzenie do kogoś i zaczynanie rozmowy jest czymś... krępującym, szalonym? No tak. Lepiej poznać kogoś przez internet. A najlepiej, gdy poznasz kogoś na imprezie i zamienicie ze sobą dwa-trzy zdania, by później męczyć siebie na facebooku. To takie typowe. 

Przechodzę jakiś dziwny etap w byciu kobietą. Raz mam łzy w oczach, a chwilę później zwijam się ze śmiechu. 

Śmiech.
Płacz.
Krzyk.
Cisza.

Tyle emocji z niewyjaśnionych mi powodów. Chociaż nie, wróć.
Śmieję się, bo mam świetnych znajomych, którzy każdego poprawiają mi humor.
Płaczę, bo ludzie mnie ranią, na których mi zależy. Tak, tato. Mówię o Tobie.
Krzyczę, bo nie potrafię się pogodzić z losem, duszę wszystko w sobie. 
Jestem cicho, bo nie potrafię być otwarta na innych. 

Kurwa. Gdzie ten świat zmierza? 
Brak komentarzy:

wtorek, 30 września 2014

Czyjeś łóżko

W tle grają mi Stonesi. Zaraz utwór zmieni się na kawałek Hendrixa. I wiecie co? Czuję sie taka wolna. Nadal przytłoczona ogromem świata i jego nieprawidłowości, ale nadal to ja. W całej swej okazałości. Mam kontrolę nad sobą, nad swoim ciałem i umysłem. To takie uspakajające. Błogość ogarnia moim ciałem, a ja czuję się panem własnego Ja. 
Gdzieś po drodze gubię wiarę, która uparcie depcze mi po piętach. Ale to dobrze. Poczucie drugiej osoby, istoty, czy bóstwa zawsze istnieje, jest potrzebne. Denerwuje mnie Kościół, jego wymyślone zakazy, jego hipokryzja. To wszystko śmierdzi obłudą. Taki jest świat; rozchwiany, nieidealny. Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że w dyskusjach to ja go bronię. Kościół, okrutność świata, Boga, czy homoseksualistów. Ta, która jest niepewna swojej wiary, która krzyczy z niesprawiedliwości losu, która nie może w pełni zaakceptować ludzi innej orientacji. To dopiero jest hipokryzja. 

Halo. Jesteś tam? 
Mój mały, drogi przyjacielu. 
Nie odchodź jeszcze. 
Jak na razie nie popłynęłam nurtem zdania innych.
Da się mnie naprawić. Śmieszne określenie, tak nawiasem mówiąc.
Czy człowieka da się naprawić? 
Naprawmy najpierw siebie, a nie zabieramy się za innych. Tak fajnie wpieprzać się z butami do czyjegoś łóżka? 
Brak komentarzy:

piątek, 13 czerwca 2014

Zwycięstwo

Jest mi zajebiście dobrze.
Mam niepowtarzalnych przyjaciół i znajomych, którzy cenią moje decyzje. Niektórzy zniknęli z mojego życia, niektórzy dopiero co się pojawili. Nie żałuję, że ona i on poszli w cholerę. Jestem szczęśliwa, że tak się stało. Teraz przygotowuję ironiczne spojrzenia, by móc nimi strzelać w ich stronę na lewo i prawo. Nikt mnie nie złamie. Jestem sobą. 
Brak komentarzy:

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Spójnik

Cisza obija się o uszy. Pustka w mojej głowie dręczy każdego dnia. To frustrujące. Chce mi się płakać. Łkać najżałośniej jak potrafię. Czuję ściskające się serce, falę ciepła zalewającą moje oczy, lecz nic więcej. Niech mnie ktoś dobije, bym mogła w spokoju się wypłakać. To mi pomoże ruszyć swój tyłek, pójść dalej. Nie mogę zatrzymać się w miejscu. Czas płynie dalej. 

Zachodzące słońce pozostawia miejsce księżycowi; jakże pięknemu i urzekającemu. Kontrast dnia i nocy. 

Zapadła cisza. W powietrzu unosi się woń czadu. Chyba wołają z dołu, by otworzyć okna. Zniesmaczenie porównywalne do nienawiści. Przecież to tylko czad. Może on chce pobyć z nami? Może on potrzebuje miłości? Dlaczego go odrzucamy? Dlaczego odrzucamy ludzi kochających nas z taką łatwością? 
Nie potrafię kochać. Nie potrafię powiedzieć jej, że darzę ją najpiękniejszym uczuciem, jaki mogę jej ofiarować. Nie potrafię zapewnić jej bezpieczeństwa. Szukam sposobu zrozumienia swojej natury. Tak często czuję się nieswojo, gdy ktoś mnie zabiera przed oblicze jakże szanowanych osób naszego miasta. To na pewno świat, w którym żyję? To oni mają w ogóle prawo bytu? Wtedy przychodzi ona - trochę dziwna, jedyna w swoim rodzaju, obca, dzika, ale jakże piękna. Kocha mnie. Jest małym kotkiem, o który pragnę się troszczyć, zapewnić mu bezpieczeństwo. Ale przecież tyle czasu wmawiałam sobie, jej, całemu światu, że interesują mnie tylko i wyłącznie mężczyźni. Rodzice by mnie wyrzucili z domu, gdyby było inaczej. Niech tak na razie zostanie. Będę się kryć w swojej mętnej wodzie niedomówień.
Kochać. 
Tak trudno czasem to komuś okazać. On nie potrafił. Ja już straciłam wiarę, że kiedykolwiek będzie próbował, że kiedykolwiek się spotkamy, że pogładzi mój zaczerwieniony policzek i powie te dwa urocze słowa. Wymazał mi to marzenie z listy bardzo dobrze. Niech będzie dumny. 

Ja ich wszystkich kocham. 
Księżyc i słońce.
Czad.
Ją.
Jego.
Tylko w tym wszystkim brakuje spójnika. Mnie.

PS Za tydzień testy. Nic nie umiem.

13.06.
Wszystko skreślam. Ją skreślam. Nic do nich niej czułam i nie czuję. To tylko presja nie zranienia jej. Ha, jestem teraz najszczęśliwszą kobietą na Ziemi. Możecie pocałować mnie w dupę. 

Brak komentarzy:

środa, 5 lutego 2014

Obojętność

Obiecałam sobie, że przestanę czuć do Ciebie cokolwiek. Ewentualnie uśpię to w sobie. Tak jak Ty. Ale to ciężkie, gdy widzę jak gardzisz mą osobą, jaki jesteś cichy, sarkastyczny, zimny i nieczuły. Tak, to mnie przerasta. Gdy pytam się Ciebie, dlaczego nic nie mówisz, gdy ja próbuję z Tobą rozmawiać, pisząc lekko, czasem nawet infantylnie, a Ty... Nie wykazujesz chęci, pada spod Twych rąk napisane zdanie, a ja się gubię, bo nie wiem, co robię nie tak. Wytłumacz mi, jak ja mam z Tobą pisać, by Cię zadowolić, gdy uśmiercasz mnie dzień wcześniej jednym głupim "nie kocham cię"? Doprawdy, godne pogratulowania.
Więc co u Ciebie słychać? Rzygam tym, ale brnę dalej.
Wiem, Tobie też jest ciężko. Musisz zastąpić czymś miłość, którą odrzuciłeś, więc wybierasz obojętność. Łatwiej. Długo tak nie pociągniesz. Znów zapragniesz, bym ukoiła Twą zszarganą duszę, a ja już nie wiem, czy będę w stanie zrobić to kolejny raz. Nie oczekuj ode mnie, że będę emocjonalną huśtawką, która ma się bujać w rytmie Twoich upodobań.
Jestem zagubiona. Czuję się nijako i nieswojo. Bez celu.
Cholera.
Trzeba wziąć się w garść. Mam naukę przed sobą. Testy. Trzeba je dobrze zdać. Tak będzie najlepiej. Skupić się na nauce. Postanowienie na najbliższe dwa miesiące. 
Brak komentarzy:

Bal

Cichy szmer. Cóż to takiego ujawnia się wśród mroku nocy? Czyżby ta zetlała szafa wtulająca się w kąt pokoju?  Spróchniałe drzwiczki ledwo zipią na zawiasach, prosząc o wymianę – nie chcą już się tak męczyć, przeżyły już swoje. Niech się nie rusza! Jeszcze wszystko legnie w gruzach, niczym marionetka bez artysty. Niech tak stoi! Niech tylko pokaże, co ma w środku! Niech ukaże swe wnętrze…
Samotna na pustyni czerni, gdzie ręce człowieka już zapomniane, leży suknia. Wygnieciona, otulona mgiełką kurzu... Kto ją tak porzucił, kto śmiał wepchnąć ją w te odrażające miejsce, nie przykrywając płótnem? Nie wspominając nawet o pokrowcu. Kto mógłby zachować się z równym brakiem subtelności, jak nie bestia z piekła rodem?! Przecież ten szlachetny jedwab wszak, pomimo swej starości, powinien wisieć w muzealnej gablocie! Co za różnica? Nie różni się wcale od innych eksponatów, przecież tam suknie mają tyle samo lat. Każda winna zostać uszanowana tak samo uroczyście. Ich historie są często barwniejsze niż pożółkłych kości.
Wyblakły kolor?  Też coś! Szarość i nijakość? Właśnie w tym jest urok! Cóż z tego, że nie jest szyta na miarę? Że nie jest nowa i świeża? Świadczy to wszak tylko, że ktoś ją założył i to kilkakrotnie, a to, zważywszy na dzisiejsze czasy, dla niektórych kobiet jest już wyczyn. Co prawda widać, że znalazł się śmiałek, który odważył się zadać liczne ciosy, pozostawiając dziury, jedne większe, drugie mniejsze, oraz malownicze plamy, które nawet po spotkaniu z wybielaczem nie zaniechałyby wojny, dzielnie wtulając się w miękki materiał, niczym dziecko do swej matki. 

Zatem niech leży w spokoju, niech odpoczywa. Może ktoś jeszcze odważy się tutaj zajrzeć? Może otworzy płaczącą szafę, marząc o zaśnieżonej Narnii…?
Brak komentarzy:

wtorek, 4 lutego 2014

Idealny scenariusz

Nie ma mnie. Nie ma Ciebie. Nie ma nas. 
Nie ma. 
Po prostu nie ma. 
Delikatny wiatr poczucia błogości zostaje zdominowany przez nadchodzący mróz. Czuję jak wypełnia moje wszystkie zakamarki, jak unieruchamia moje ciało. Wnętrzności się bronią. Skubane. Po co? I tak zamarzną. Z braku ciepłego frontu. Cholera. Ratować się? 
Mówisz, że jestem Twoim sennym marzeniem. Realnym ideałem. 
Odległość.
Odległość.
Odległość.
To wszystko przez nią. To przez nią powiedziałeś, że mnie nie kochasz. To przez nią nas nie ma. To przez nią jesteś mrozem. To przez nią mnie ranisz. 
PRZECIEŻ JESTEM TWOIM IDEALNYM SCENARIUSZEM. 
Sam tak powiedziałeś. Za dużo czuję. Do Ciebie. To złe. Już nie chcę. Nie chcę czuć. To boli. Tak cholernie boli. 
Nie ma optymizmu, nie ma pesymizmu, jest tylko ten Twój popierdolony realizm. Boli jeszcze bardziej. Bo Ty dobijasz nim lepiej, niż morderca litujący się nad swoją cierpiącą ofiarą. 
Idealny scenariusz. 
Idealny scenariusz śmierci. 
Brak komentarzy: