wtorek, 4 lutego 2014

Idealny scenariusz

Nie ma mnie. Nie ma Ciebie. Nie ma nas. 
Nie ma. 
Po prostu nie ma. 
Delikatny wiatr poczucia błogości zostaje zdominowany przez nadchodzący mróz. Czuję jak wypełnia moje wszystkie zakamarki, jak unieruchamia moje ciało. Wnętrzności się bronią. Skubane. Po co? I tak zamarzną. Z braku ciepłego frontu. Cholera. Ratować się? 
Mówisz, że jestem Twoim sennym marzeniem. Realnym ideałem. 
Odległość.
Odległość.
Odległość.
To wszystko przez nią. To przez nią powiedziałeś, że mnie nie kochasz. To przez nią nas nie ma. To przez nią jesteś mrozem. To przez nią mnie ranisz. 
PRZECIEŻ JESTEM TWOIM IDEALNYM SCENARIUSZEM. 
Sam tak powiedziałeś. Za dużo czuję. Do Ciebie. To złe. Już nie chcę. Nie chcę czuć. To boli. Tak cholernie boli. 
Nie ma optymizmu, nie ma pesymizmu, jest tylko ten Twój popierdolony realizm. Boli jeszcze bardziej. Bo Ty dobijasz nim lepiej, niż morderca litujący się nad swoją cierpiącą ofiarą. 
Idealny scenariusz. 
Idealny scenariusz śmierci. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz