czwartek, 2 października 2014

Era facebooka

Przechodzę przez szkołę, mijam nieznane mi twarze. A co jeśli minęłam swoją pokrewną duszę? Człowieka, który będzie rozumiał mnie bez słów? Dlaczego wykształtowało się przekonanie, że podchodzenie do kogoś i zaczynanie rozmowy jest czymś... krępującym, szalonym? No tak. Lepiej poznać kogoś przez internet. A najlepiej, gdy poznasz kogoś na imprezie i zamienicie ze sobą dwa-trzy zdania, by później męczyć siebie na facebooku. To takie typowe. 

Przechodzę jakiś dziwny etap w byciu kobietą. Raz mam łzy w oczach, a chwilę później zwijam się ze śmiechu. 

Śmiech.
Płacz.
Krzyk.
Cisza.

Tyle emocji z niewyjaśnionych mi powodów. Chociaż nie, wróć.
Śmieję się, bo mam świetnych znajomych, którzy każdego poprawiają mi humor.
Płaczę, bo ludzie mnie ranią, na których mi zależy. Tak, tato. Mówię o Tobie.
Krzyczę, bo nie potrafię się pogodzić z losem, duszę wszystko w sobie. 
Jestem cicho, bo nie potrafię być otwarta na innych. 

Kurwa. Gdzie ten świat zmierza? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz