wtorek, 30 września 2014

Czyjeś łóżko

W tle grają mi Stonesi. Zaraz utwór zmieni się na kawałek Hendrixa. I wiecie co? Czuję sie taka wolna. Nadal przytłoczona ogromem świata i jego nieprawidłowości, ale nadal to ja. W całej swej okazałości. Mam kontrolę nad sobą, nad swoim ciałem i umysłem. To takie uspakajające. Błogość ogarnia moim ciałem, a ja czuję się panem własnego Ja. 
Gdzieś po drodze gubię wiarę, która uparcie depcze mi po piętach. Ale to dobrze. Poczucie drugiej osoby, istoty, czy bóstwa zawsze istnieje, jest potrzebne. Denerwuje mnie Kościół, jego wymyślone zakazy, jego hipokryzja. To wszystko śmierdzi obłudą. Taki jest świat; rozchwiany, nieidealny. Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że w dyskusjach to ja go bronię. Kościół, okrutność świata, Boga, czy homoseksualistów. Ta, która jest niepewna swojej wiary, która krzyczy z niesprawiedliwości losu, która nie może w pełni zaakceptować ludzi innej orientacji. To dopiero jest hipokryzja. 

Halo. Jesteś tam? 
Mój mały, drogi przyjacielu. 
Nie odchodź jeszcze. 
Jak na razie nie popłynęłam nurtem zdania innych.
Da się mnie naprawić. Śmieszne określenie, tak nawiasem mówiąc.
Czy człowieka da się naprawić? 
Naprawmy najpierw siebie, a nie zabieramy się za innych. Tak fajnie wpieprzać się z butami do czyjegoś łóżka? 
Brak komentarzy: